środa, 28 kwietnia 2010

orientacja w czasoprzestrzeni i sygnalizacja świetlna

Moją wycieczkę armagedonoznawczą rozpoczęłam od słów, jakimi nadaje się początek wielkim wyprawom, prowadzących do odkrywania nowych lądów czy też zdobywania szczytów albo przepływania oceanów, uprzednio pokonawszy ogromne, straszne i groźne potwory, zamieszkujące dna wyobraźni. 
Brzmiały one: „Gdzie on, do cholery, polazł? Mieliśmy pić Kawę!” 
po stosownej pauzie przepełnionej napięciem właściwym filmom akcji, ale wkradło się nam już tutaj małe science fiction, notabene samo w sobie science fiction będące (gdyż na razie ono również nie istnieje, z czego można wysnuć sentencję, iż science fiction jest science fiction), więc pozostańmy po prostu przy stosownej pauzie przepełnionej napięciem:
Przyznaję rację, że owa wielka wyprawa kończy się niekiedy przechadzką dookoła bloku, a tutaj konkretnie Brzozy jedynej. Ale Kawa (odwołując się do wcześniejszych zapisków) uczyniła swoje. Toteż ja po tym, kiedy w reakcji łańcuchowej uczyniłam kółko niczym pies gryzący własny ogon („i stało się gryzienie własnego ogona jako dopełnienie uderzania głową o blat”), postanowiłam rozpocząć tworzenie półprostej – a przynajmniej tak mi się wydawało, iż wędrowanie moje nie doczeka się końca. Zapewne dlatego, że po prostu miałam ochotę na Kawę. Z drugiej strony jednak, koniec był o wiele bliżej niż myślałam, a charakteryzował się on filarami. Podtrzymującymi świątynię. Która była niewidzialna – wszystkie czynniki wskazywały, iż działo się tak ze względów bezpieczeństwa. Do czynników owych zaliczam urozmaicenie wyglądu filarów zmieniającymi się światłami. Możliwe, że świątynia owa organizowała właśnie nabór wiernych i aby zapobiec stratowaniu budynku, postanowiła regulować ich liczbę wewnątrz, toteż raz palec boży nakazywał skupiać swą uwagę na kolorze zielonym – wtedy wszyscy ludzie biegli w wiadomą stronę jakby zostali opętani przez kofeinowy trunek, nasuwając mi tym samym wizję krów i nosorożców, lecz to chyba takie prywatne boskie zboczenie, o którym nie powinnam wspominać, gdyż jest zbyt prywatne i niezbyt boskie. I tu zbliżamy się do końca – jednak nie radujcie się, jedynie potencjalnego. Acz mojego. Przy świetle w kolorze krwistej czerwieni. Ta krew powinna być dla mnie ostrzeżeniem. Ale cóż. Nie była, sądziłam po prostu, że symbolizuje ona czerwony dywan, po którym mogę przejść, nie będąc zmieszana z wołowiną. Niestety musiałam trafić do przyszłych Indii, bowiem od razu napotkałam setki przeciwników takiego stosunku do owych łaciatych zwierząt, którzy próbowali zniszczyć mnie maszynami, nie przywodzącymi mi na myśl kompletnie niczego, ale to pewnie przez moje wtedysiejsze zmęczenie. W każdym razie miały po cztery koła.
Cztery koła.
Cztery. Koła.
Próbowałam zorientować się w epoce na podstawie tej obserwacji.
Nie udało się. Zbyt wiele elementów nie pasowało do układanki. Zatem postanowiłam skupić się na ucieczce spod kół owych, najwyraźniej nie będących wyznacznikiem czasów, w których się znajdowałam.
Po czym stwierdziłam, kiedy już stwierdzać mogłam, że na herbatkę u boga niewidzialnej świątyni i uprzejmą wymianę poglądów nie mam co liczyć.
Ostatkiem sił wkroczyłam do świątyni dla odmiany całkiem namacalnej o całkiem widzialnych literach, które tworzyły słowo ZARA. Cóż, bogowie są różni, pomyślałam, a następnie natknęłam się na najprawdopodobniej jedną z jego kapłanek. Spytała ona usłużnie, w czym może pomóc. Odpowiedziałam natychmiast: Chcę Kawy. Widząc zdumienie wymalowane na jej twarzy, które jak zwykle w takich sytuacji oznaczało zwłokę, do której absolutnie nie mogłam dopuścić i chcąc, aby taki stan rzeczy stał się dla niej pojmowalny, postanowiłam uciec się do przemówienia w języku jej boga: Tera.
Najwidoczniej bóg owy albo niezwykle docenił moje starania, albo też wręcz przeciwnie, albowiem zostałam przetransportowana na Wzgórze.
A potem do żył, które powstały na potrzeby zabiegu (albowiem bogowie nie mają obowiązku posiadać żył), wtłoczono mi Kawę.

1 komentarz:

  1. Prychnąłem widząc nieprzytomną Mhm. Przecież już wielokrotnie tłumaczyłem, że nie można stosować Kawy dożylnie! Pewnie podgrzewana na łyżce z dodatkiem soku z cytryny! Pacnąłem się w czoło ("rozległ się huk eonów") i zasnąłem obok.

    OdpowiedzUsuń