czwartek, 22 kwietnia 2010

Czymże jest moda w oczach boga

I tak pewnego razu udałem się w stronę armagedonu. A skoro już w stronę, to oczywiście dotarłem tam bez przeszkód wszelakich. Byłem głodny, więc chciałem nawrócić paru heretyków, bo ci świeżo nawróceni są najlepsi. Każdy kucharz wam to powie. Jeszcze trochę oregano i bazylii... Może z dwie szczypty soli i... ach racja. Tak więc wracając do wątku zejścia ("i zszedł pełen chwały, by zjeść nieco chałwy. I od tego czasu te pojęcia używane są zamiennie") - armagedon był nudny. Pełno krzyków, staruszek na przejściach dla pieszych, blokujących ruch "eLek", tysiące petów na ulicach.
-Kurwa - rzekłem.
Znów trafiłem w ten cholerny wiek XX czy XXI. Nigdy ich nie rozróżniałem. Nieważne, który rok - zawsze ten sam syf i pełno hałasu. No ale nic, jestem bogiem, muszę dać sobie radę. Jak by to wyglądało?
Zobaczyłem budynek wyglądający na świątynię. Stało tam: "ZARA". Jakiś bóg od zapominania? A nie.... ten się zwał Alzheimer. To może lenistwa? "Ja żech jest, ten no... no zara se przypomnę" - bo tak właśnie imiona bogów powstają. Jako Uhm wiem o tym najlepiej. To o czym ja to mówiłem? Ach, racja. Więc wszedłem do środka, czy też raczej wkroczyłem ("pośród pisków nastolatek i nastolatków przekroczył drzwi obcej świątyni, a drzwi wspomniane same przed nim się rozsunęły"). I cóż mnie tam za szok spotkał? Przerażające...
Uporządkowałem wspomnienia nieco chronologicznie i zacząłem w końcu przemowę do zebranych:
-Więc gdy wszedłem do przybytku na cześć Zara wzniesionego, ujrzałem tony szmat. Nie! Nie mówię o kobietach, ty mały pryszczaty napaleńcu! W tym wypadku proponuję się udać do świątyni Najtklub. Miła dama swoją drogą - podrapałem się po wszechobecnym, wszechswędzącym zaroście. - Początkowo myślałem, że to draperie. Dopiero potem uświadomiłem sobie fakt, ze musi być to przybytek dla ubogich, gdzie ubrania wybierają sobie żebracy i pijaczki uliczne. Długie, szmaciane czapki, rozlazłe stroje. Odpady z produkcji ładnych strojów i szat liturgicznych, które jakiś cieć pozszywał. Potem uznałem, że Zara musi być bardzo bogatym kultem. Jak zobaczyłem ile pieniędzy dają w nagrodę za wyniesienie tych szmat! Dwieście pięćdziesiąt złotych za kawałek bawełny z dziurami na ręce! Przecież... żaden kult nie ma tylu pieniędzy dla żebraków! - przetarłem zmęczone oglądaniem jedynej Brzozy oczy. Trzeba będzie stworzyć kolejną ("i stał się gaik brzozowy, na który patrzeć mógł jego stwórca") albo i kilka kolejnych. I tak rozglądałem się, było tam nawet parę ładnych ubiorów, kilka wręcz ślicznych. Tylko sumy do nich dopłacane były jeszcze większe! To zdumiało mnie najbardziej. I wtedy podeszła do mnie jedna z kapłanek. Zapytała, czy może mi pomóc. Spytałem czy nie chce przejść na wiarę we mnie. Roześmiała się tylko i powiedziała, że chodzi jej o ubrania. Hańbą byłoby chodzić w ubraniach od innego boga, więc podziękowałem uprzejmie i zapytałem się skąd mają tyle pieniędzy, żeby dopłacać żebrakom za odbieranie tych ubrań. Spojrzała na mnie takim wzrokiem i przybrała taką minę - przybrałem odpowiedni wyraz twarzy ("i westchnęli wszyscy, gdy jego rysy wykrzywiły się w sposób niesamowity, oczy wyszły z orbit, a język fruwał pomiędzy uszami niczym koliber z łuskami"). - Odparła, że to są ceny i towar, a nie jałmużna. Wtedy to ja zrobiłem taką minę - przybrałem jeszcze bardziej zdziwiony wyraz twarzy ("i przerazili się zebrani widząc, jak nos wędruje po czole, a uszy odlatują w stronę wschodzącego słońca ćwierkając niczym czterdzieści i cztery słowiki"). - Wyszedłem zszokowany. To musiał być wiek XXI. Wcześniej ludzie ubierali się w ubrania i płacili za nie nadmiarem pieniędzy, a nie miesięczną pensją. Potem narzekam, że wyznawców brakuje. No nic - ziewnąłem. - Przyjdźcie kiedy indziej, zmęczony jestem. Za każdego dostarczonego mi nowego wyznawcę pozwalam wam kupić jedną sztukę ubrania w świątyni Zara.
Wszyscy rozbiegli się jak oszalali szukać wyznawców. Moich też trafiła ta choroba? Zdumiałem się i westchnąłem:
-Zar... Zara?... Co to w ogóle za imię?
Westchnąłem wieczyście i wszechmogąco ułożyłem się na wzgórzu. Mój wszechpotężny kręgosłup wydał gamę ogłuszających ryków, a ja zasnąłem rozmyślając na temat mody. Najgorsza choroba ludzkości, projektowana przez pijaków, którzy mają resztki materiałów od krawców. Przerażająceeeeeeeeeew!
Zasnąłem.

1 komentarz:

  1. wystarczy pomyśleć ciut dalej. Zara po hiszpańsku czyta się 'Sara' - a to jest już chyba bardziej Znane Imię. Bez odbioru.

    OdpowiedzUsuń