wtorek, 22 listopada 2011

O tym, dlaczego warto być bladym

Ano dlatego, że zima idzie, drodzy wyznawcy, zapewne bardziej już Uhm niż moi, biorąc pod uwagę moje milczenie.

Jako że zima niedługo będzie na tak zwanym „topie”, bladość będzie również, zważywszy na kolor śniegu.
Jeżeli zaś wolisz być na tak zwanym „przeciwtopie”, to znaczy – jeżeli jesteś „alternatywny”, bladość to także coś dla Ciebie! Dlaczego, zapytasz, a ja Ci radzę przed owym zapytaniem pomyśleć. Dojdziesz wtedy może do wniosku, że z zimą kojarzą się Święta – i będzie to dobry trop, bowiem obok Świąt istnieją także „Święta” – te, które potrzebują reklamy i krzyczących wszystkimi kolorami tęczy bombkowych neonów.
A zatem bladość będzie wspaniałą – tu słowo-klucz – alternatywą wobec tego kolorowego zgiełku. 


W związku z nadchodzącą zimą chciałam także przestrzec Was przed przegrzaniem, które, choć brzmieć może nieco paradoksalnie, absolutnie takim nie jest. Wystarczy spojrzeć jedynie na stosy ciepłych ubrań z Zary czy Tery, owiniętych dodatkowo kilkuwarstwową kurtką, której dopełnieniem zazwyczaj jest gruby szalik oraz czapka. Nie zapominajmy o rękawiczkach.
Lecz nie zapominajmy także o tym, że słowo „zima” nie zawsze równa się słowu „Syberia”, a sześć stopni Celsjusza, które niekiedy srebrzą się słońcem na śniegu, to jednak nieco więcej niż dziesięć stopni poniżej zera, którym zdarzy się jawić się nam w obłoczkach pary z ust układających się w zmarznięte onomatopeje.

sobota, 22 października 2011

Boskie przemyślenia

Patrząc na ludzi stwierdziłem ponownie, że wolę krowy. Albo chociaż nosorożce. Tym razem powody były dwa, lekko paradoksalne.

Pierwszym z nich - parytety. Dziwne kobiety i delikatnie rąbnięci mężczyźni, chcący zyskać kilka głosów wyborczych, postarali się, aby temat trafił w społeczeństwo. Jak każda durnota - wybuchła. No i oto mamy parytety: na liście wyborczej musi znajdować się przynajmniej 30% kobiet i co najmniej 30% mężczyzn. Teraz wyobraźcie sobie partię feministek. 100% kobiet. I jak one mają teraz trafić do polityki, no jak? Przecież nie mogą startować jako partia w wyborach, bo nie wystawią wymaganych 30% mężczyzn? A na liście, gdzie jest 30% kobiet i tak każdy głosuje na kandydata, na którego chciał głosować. Cóż...

Druga sprawa, która mnie trafiła, gdym spoczywał pod Brzozą: ostatnio doszły mnie słuchy o tym, że coraz bardziej popularne staje się "wyznawanie" czy "wiara" w Szatana, diabła czy Lucyfera/Belzebuba/Asmodeusza etc. Często mylony z satanizmem, który wg moich informacji jest tylko filozofią życia niezależnego, z nutką anarchii - nic strasznego. Ale odnośnie tych pierwszych - chciałbym jedynie zauważyć, że żeby owego Szatana wyznawać trzeba być bardzo gorliwym chrześcijaninem. Trochę to idiotyczne, prawda?

Tak... A we mnie wystarczy wierzyć, no i w Mhm także. A zbawienie /zjedzenie gwarantowane. Wolicie przecież wiedzieć co Was czeka po śmierci, prawda? Dużo krów.

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Tym razem o miłości

("Zgadza się, o miłości prawić zaczął, nasz Uhm, Niemiłosny[plama atramentu] Niemiłosierny. Zdarzenie to zapadło w pamięć jako przypowieść o Ziemi").
-Moi drodzy, wyznawcy, kryptoheretycy oraz cała reszto! - mój głos niósł się po niebiosach, dolinach, wyżynach, depresjach, radościach i wielu innych potencjałach geologicznych. - Gnojki - dodałem, by zachować boską godność. - Chciałem przedstawić wam parę uwag dotyczących świata.
W moich głowach przemknęły wszystkie możliwe wizje ludzkiej apokalipsy, a potem tej, która naprawdę się wydarzy. Ognie spadające z nieba i wiatry (fuj!) słoneczne... Naprawdę ich zaskoczę. Pluszu w trakcie armagedonu na pewno się nie spodziewają. Ale spokojnie... Na to jeszcze tysiące lat poczekają.
-Jeżeli spojrzycie na niebo, jestem pewien ("a gdy był pewien, to nawet ośnieżone szczyty potakiwały. Zjawisko to znane jest pod nazwą: lawina"), że przyuważycie tam chmury. A w nich można dostrzec naprawdę wszystko. Od wody w jakimśtam stanie skupienia (przy płytkiej myśli) aż po rozbudowane scenerie batalistyczne/miłosne (w zależności od momentu dojrzewania). Jeżeli niebo jest bezchmurne (w co wątpię), to popatrz na słońce, a nic nie będziesz widział przez pewien czas. No tak... Ale o czym to miało być? O miłości. Więc: trawa jest, jak wiecie, zielona, czasem żółtawa, czasem wyschnięta. Jest to przeciwieństwo miłości. Woda także płynie, wiatr pięknie wieje i przynosi zapachy. Do tego mamy wilgotny deszcz, smarkozielone morze i drzewa, w zestawie z lasami. Spójrzcie na to.
Pozostawiając wyznawców w konsternacji pstryknąłem na irlandzkich bardów, by zaczęli grać jakieś skoczne melodie. To jest miłość. Przymknąłem oczy i zasnąłem otulony muzyką i Brzozą.

poniedziałek, 30 maja 2011

Z dedykacją dla alergików - choć nie o alergiach, to o zieleni

Zieleń świergotała słońcem.
Niedobrze, bowiem takie rozświergotane zielone słońce nie wróży dobrze niesenności.
Zatem nadszedł czas, w którym zmęczenie tuszować należy słodyczami. A jak słodycze, to insulina, wiadomo. A jak insulina – to trzustka.
A jak trzustka, to czemu trzustka ma nie być leniwa?
Otóż trzustka jest leniwa, więc, przerażona masą (5 dodatkowych kilogramów w tydzień) roboty do wykonania, uciekła, schronienie znajdując między żebrami.
A że żebra przystosowywane do ukrywania leniwej trzustki nie są, to ta trzustka boli między żebrami.

Z tego oto prostego logicznego ciągu wypływa wniosek-nauka: nie narzekajcie na temperatury oscylujące wokół nie więcej niż 15 stopni.

Jeżeli zaś chcecie dodatkowo zabezpieczyć się przed ewentualnością ucieczki trzustki, radzę jeść dużo leniwych pierogów. Leniwy z leniwym zawsze się dogada, a ból zwyczajnie każe wam przespać, nie czyniąc przy tym żadnych szkód (niestety nie włączając w to tych psychicznych – ale za skryte krowie fantazje ujawniane w snach narządy gruczołowe nie są odpowiedzialne).

Pozostaje jednak pytanie: cóż poczynić z pozostałymi, samotnymi w niezjedzeniu, słodyczami?
Otóż można nimi nakarmić rybki Uhm (bo to słodkie rybki, niektóre nawet słodkowodne).
W komentarzach.

niedziela, 24 kwietnia 2011

Cień

Dzisiejszą przypowieść opowie mój drogi Skryba ("drogi on nie był, kupiony został tanio"):
-"Pewnego dnia lukrowany królik, który miał serce z pluszu wyszedł na ulice swojego miasta. Które miastem nie było, gdyż było wsią. I nastał dzień i wyszło słońce. Pierwsze promienie oświetliły trawę, której wspaniały kolor jak wiosna wniknął w zmysły królika. Ten wspaniały długouchy panicz kicnął swoją drogą."
Nastała cisza. Ja ziewnąłem, na co Skryba ze strachem zauważył, że dwie karty księgi się skleiły. Z przeprosinami na ustach począł czytać dalej:
-no ten... tego... "wniknął w zmysły królika - szelest obracanej kartki. - Zapachniało zielenią. Temperatura zmieniała się z minuty na minutę. Z pięciu stopni, w których królik trząsł się, zrobiło się komfortowe piętnaście. Po chwili było już dwadzieścia. Aż wreszcie... aż o pięć więcej! Królik gorączkowo (dosłownie, gdyż ukrop w intensywnym słońcu był już niesamowity) zaczął poszukiwać cienia. Rzucił się do przodu wzdychając ciężko i łapiąc chciwie powietrze. Było mu gorąco, a lukier spływał strugami na ziemię. Przebiegł obok zdychającej kury, której jajka same wypadały na ziemię. Płynny cukier upstrzył je różnokolorowymi wzorami. Kurczak skoczył z dwumetrowej skarpy w rozpaczy. A królik gnał w stronę lasu. Dotarł tam. Do cienia. Wypowiedział słowa: OŻYŁEM!; i padł na ziemię. Po chwili przebudził się. Ten wspaniały długouchy panicz kicnął swoją drogą."
Skryba padł na ziemię i jął czołgać się w stronę cienia rzucanego przez Brzozę. Ja sam, Uhm, w cieniu popijałem mrożony sok z pokrzywy, a przypiekani słońcem wyznawcy smażyli się (w sumie piekli, wg wcześniejszych moich słów) w trzydziestostopniowym ukropie! Ale cień Brzozy tylko dla mnie i Mhm, dla nikogo innego. Pluszowy królik pojawił się na horyzoncie, i gdy tylko chciał podejść do cienia został odrzucony jak Skryba. Wyrzekł nikłe słowa:
-Wrócę tu za trzy dni, zobaczysz!
Ziewnąłem i przytuliłem się do Brzozy.

niedziela, 13 lutego 2011

Zapach

  -Tak więc zapachniało. A był to zapach wiosennej Brzozy - kilku wyznawców kichnęło wiosennie. - Ale wiosna jeszcze nie nadeszła - przestali kichać.
Przeciągnąłem się pod tą właśnie Brzozą i pstryknięciem palców wytworzyłem w moich ustach Kawę idealnie nadającą się do przełknięcia. Tak właśnie objawiało się moje dzisiejsze lenistwo. Przełknąłem, jako, ze się nadawała.
  -I zaświeciło słońce i spostrzegłem, że heretykom i wyznawcom chciało się żyć. Zapach wiosny i cud słońca sprawił, że chęć życia, wola rozmnażania oraz siła umysłu wzrosła niebotycznie! - wykrzyknąłem, a wyznawcy zaczęli okazywać swoją akomodację wobec wyznawców płci przeciwnej. Wtem przypomnieli sobie o umyśle i spostrzegli, ze nie należy robić tego przed Uhm, bo to nieprzyzwoite.
  -Tak więc spostrzegłem jeszcze, że zieleń oblana melasowym światłem, kwiaty oraz błękit nieba upstrzony pluszowymi białymi królikami - ("autor musiał się pomylić, gdyż tutaj z pewnością miały pojawić się białe chmu[tekst nieczytelny ze względu na plamy krwi]"). - Do tego jeszcze specyficzny zapach mokrej, delikatnie przymrożonej gleby, odzyskane po zimie kolory i dłuższy dzień sprawiają ludzkości radość.
Musiałem się przeciągnąć i opanować, gdyż Brzoza zaczęła wypuszczać liście. Na szczęście pozostały jedynie pączkami. ("Zerwał Uhm tedy pączek i wgryzł się w jego lukrość, rozpryskując na boki miąższ o smaku dzikiej róży").
  -Dokonałem także w głowie obliczeń. Wyliczyłem, że więcej jest, ku mej radości, heretyków niż wyznawców. A skoro tak właśnie jest, a heretycy nie zasługują na radość i szczęście (chyba, ze ich zjem), to ześlę na świat jeszcze kilka fal mrozu przed nastaniem wiosny. A teraz idźcie i cieszcie się nieszczęściem heretyków, skoro wiosną nie możecie.
Odprawiłem ich ręką i na Wzgórzu, które ślicznie się wiosenniło, sam się zasenniłem.

piątek, 7 stycznia 2011

Nieterminowość

Nieterminowość jest chorobą.
Jeśli ktoś nie złoży ofiary w terminie – to równoznaczne z tym, że jest chory (albo będzie  - za sprawą Uhm lub Mhm).
Jeśli Mhm nie będzie wychodzić do Was już trzeci miesiąc – oznacza to, że śpi, a spanie w jej przypadku też jest chorobą.
Jeżeli Uhm nie wypije swej kilkunadziennej Kawy – oznacza to, że jest zbyt osłabiony, by podnieść rękę, a Mhm śpi, więc nie może podać mu jej dożylnie.
Co do żył – to czasami bolą. Możliwe, że mają wtedy grypę – bo jak wiadomo, na grypę boli.
Aczkolwiek nie o żyłach dzisiaj będzie, choć pojawią się zapewne one w taga… zagalopowałam się w moich jakże futurystycznych skrótach myślowych – chciałam rzec oczywiście, że z pewnością zapiszą się one w Waszych wspomnieniach, które będziecie opowiadać wnukom przy herbacie i kawałku nosorożca, którego spotkała kara śmierci za staranowanie krowy (w celach ochłodzenia – pamiętacie, lato, gorąco, zbawienny ruch powietrza wywołany rzutem nosorożca).

Straciłam wątek, bowiem najpierw straciłam wprawę.

Tak więc podsumuję następująco:
Mało dziś elokwentnie, mało błyskotliwie i mało na jakikolwiek temat – to prawdopodobnie dlatego, że moje myśli cały czas oscylują wokół sposobu na powstrzymanie ziewnięcia. Póki co skutecznie. Chociaż tyle.
Poza tym jest chociaż dużo wzmianek zaczerpniętych z dziedziny MEDYCYNY BARDZO POTOCZNEJ.

Do następnego razu, kiedy będę bardziej wyspana.